Wygląd:
Napój ma kolor żółty
Kształt:
Przybiera kształt naczynia, w którym się znajduje, karafki, butelki
Konsystencja:
Ciecz o gęstości wódki
Smak i zapach:
Smak delikatnie gorzki, słodki i alkoholowy; zapach alkoholu o delikatnie gorzkim bukiecie
Barwa (zewnętrzna i na przekroju) :
Kolor od jasnego do ciemnego żółtego (w zależności od ilości dodanego szafranu)
Inne dodatkowe informacje:
Poziom alkoholu waha się w zależności od intensywności rozcieńczenia spirytusu z korzeniem tataraku (30-40%)
Tradycja, pochodzenie oraz historia produktu:
Na Śląsku Cieszyńskim dawnej popularna była wódka o gorzkawo-słodkim smaku, sporządzana na bazie tataraku, zwana tatarczówką. Tatarak to roślina, której korzenie zbierane były i nadal są z licznych stawów znajdujących się na tym terenie. Tatarak możemy znaleźć między innymi na terenie tzw. „Żabiego kraju” (kraina Śląska Cieszyńskiego, w dolinie Górnej Wisły), gdzie są stawy ekstensywne, czyli takie, które nie mogą być oczyszczane. Tatarak nie rośnie na obrzeżach w stawach hodowlanych w sposób intensywny. Korzeń tataraku po zbiorze czyści się i suszy. Następnie przechowuje się go w słojach, tak, żeby można było w każdej chwili zrobić z niego napój spirytusowy.
Dawniej tatarak jedzono na sucho (żuto) ze względu na jego właściwości lecznicze. Do dzisiaj w apteczkach domowych można znaleźć tatarczówkę – niezastąpione lekarstwo na dolegliwości żołądkowe, wątrobowe, reumatyczne, czy artretyczne. O znaczeniu tataraku czytamy w publikacji Zioła i przyprawy mojej kuchni autorstwa Biruty Markuzy-Bienieckiej (Warszawa 1977, s. 40-41): W lecznictwie i przemyśle używa się głównie kłączy tataraku, z których destyluje się olejek lotny, stosowany przy wyrobie likierów i perfum, (…)
Jako lek – tatarak działa pobudzająco na trawienie, leczy schorzenia reumatyczne i artretyczne. Jeden z przepisów naszych babć z 1885 roku brzmiał: Na garniec wódki zwyczajnej rozpuścić 30 do 40 kropel olejku, jakiego kto lubi miętowego, anyżowego, kminkowego, tatarakowego lub tym podobnie w kwaterce spirytusu nr 4. Dwa funty cukru nalać kwart i pół wody, zagotować na syrop lekki, wlać w wazę i w ten gorący syrop lać owe pól garnca spirytusu wymieszanego z esencja korzenną mięszać póki się dobrze nie wymięsza i przefiltrować przez szwedzką bibułę. Będzie z tej proporcji cały garniec wódki (Lucyna Ćwierczakiewiczowa Jedyne praktyczne przepisy konfitur, różnych marynat, wędlin, wódek, likierów, win owocowych, miodów oraz ciast, Warszawa 1985 wg wydania z 1885 roku, s. 41).
Jerzy Pośpiech, autor Zwyczajów i obrzędów dorocznych na Śląsku (Instytut Śląski w Opolu 1987), opisuje tradycje i zwyczaje popularne wśród ludności Górnego Śląska i Śląska Cieszyńskiego. Z lektury możemy dowiedzieć się, że powszechnie praktykowanym i starym zwyczajem było obrzędowe obmywanie w rzece czy pobliskim stawie. Zwyczaj ten, jak się przypuszcza, jest pochodzenia pogańskiego. Wierzono, iż w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, na pamiątkę krwawej ofiary Zbawiciela w przyrodzie dzieją się cuda, że woda zamienia się na kilka chwil w krew lub w wino – i stąd ma wówczas cudowne właściwości. Aby z nich skorzystać, należało jednak przestrzegać wielu zasad, m.in. modlić się w milczeniu, a przed wschodem słońca umyć się w wodzie płynącej z zachodu na wschód i nie wycierać się. Uważano, że kto się wtedy wykąpie, będzie zdrów, wesół i szwarny przez cały rok. W celu rozgrzania się po tej zimnej, wielkopiątkowej kąpieli, każdy otrzymywał w domu „kieliszek tatarczówki na chrobaka”. Miało to zapobiegać porannym mdłościom. Była to także pamiątka męki Chrystusowej: Potrzeba dużo przezwyciężenia, żeby połknąć parę kropki tego ostrego, a ponad piołun gorzkiego eliksyru, na pamiątkę, że Pana Jezusa częstowali Żydzi octem z żółcią (J. Pośpiech, op. cit., s. 179).
Opisane wyżej obrzędowe mycie nóg przedstawia fotografia sprzed 1945 r. zamieszczona w cytowanym wydawnictwie autorstwa Jerzego Pośpiecha. Ogólnie mniemano, że kto chce być zdrowy przez cały rok, powinien w Wielki Piątek napić się odrobinę tego ludowego specyfiku. Aby zapewnić sobie pomyślność, należało też obowiązkowo wypędzić zło z domostw i okolicy, czyli wziąć udział w starodawnym, skoczowskim pochodzie z Judaszem – jedynym takim zwyczaju w Polsce.
W artykule Witolda Kożdonia z Głosu Ziemi Cieszyńskiej z 2002 roku pt. Zapomniana tatarczówka czytamy wspomnienia Ryszarda Maciejewskiego, Dyrektora Gospodarstwa Rybackiego z Podgórza: Kiedy sprowadziłem się tutaj w roku 1968, raz jeden zostałem poczęstowany tatarczówką przez nieżyjącego już rybaka, Gustawa Sikorę z Dębowca. Prawdziwej wódki – takiej, jaką on przyrządzał, nikt dziś nie robi. Pamiętam, że była straszliwie gorzka, ale służyła dobrze. Z czasem również ja zacząłem przyrządzać tatarczówkę, z tym że ja robię słodki likier, a nie gorzką wódkę. Nalewka bardzo mi smakuje, choć to oczywiście rzecz gustu.
Prezes Towarzystwa Miłośników Skoczowa, Robert Orawski w tym samym artykule mówi: Przepis na tatarczówkę można znaleźć w starych książkach kulinarnych, ale nie da się jej kupić w sklepie. Osobiście nigdy się z tą wódka nie zatknąłem, ale wiem, że dawnej wielu skoczowian ją robiło. Słynął z tego m.in. nieżyjący już mistrz malarski Franciszek Oborny. Niestety ludzi, którzy wiedzą, jak tatarczówka smakuje, jest dziś coraz mniej. By zwyczaj nie zaniknął do końca, postanowiliśmy ją przyrządzić. Członkowie Towarzystwa Miłośników Skoczowa, mieszkańcy Skoczowa i okolic postanowili „przywrócić do życia” trochę już zapomniany trunek. Postanowili wraz z recepturą odzyskać stare zwyczaje. W historii kulinariów zapisany jest bowiem nie tylko przepis na ten trunek, ale wpisana jest w nią także przede wszystkim tradycja i historia naszych przodków.